Krzysztof Olszewski

Krzysztof Olszewski

Dyrektor Technologii i Architektury Oprogramowania

Krzysztof Olszewski

Krzysztof Olszewski

Dyrektor Technologii i Architektury Oprogramowania

Wolność i swoboda. To, że można kazać. No i to, że to jest wyższy „level”. Te i kilka innych, płonnych jak się potem okazało, wyobrażeń popchnęło kiedyś, na początku kariery, młodego-zdolnego w kierunku „chcenia” bycia „Biznesem”. Lata spędzone na kształceniu, zdobywaniu wiedzy i doświadczenia, trenerzy, rozwój osobisty, cały ten „stuff”, który jak powszechnie wiadomo „must have”. Wszystko to przeszedł, przetrwał i po wielu trudach w końcu uzyskał upragniony cel.

Ten poranek zapowiadał się inaczej. Planowana przerwa w działaniu Systemu spowodowała, że miał czas na zadumę i wspomnienia. Pamiętał te czasy dobrze, wtedy „za pacana”, właśnie tak, z zapałem i młodzieńczą naiwnością planował swoją świetlaną przyszłość. Tamte dawne, owiane już eteryczną kołderką ideału marzenia, zderzały się dzisiaj z twardą i realną do granic bólu rzeczywistością.

Niekończąca się presja na wzrost. Słupki. Tabelki i kwoty. Odpowiedzialność. Praca bez przerw. Walka z charakterami. Konieczność. Przymus. O tym wtedy, dawno temu, nie wiedział. Nie wiedział też o tym jak sprawnie i niby bez specjalnego zamiaru Ci inni, Ci z którymi współpracował, przypisywali sobie autorstwo sukcesów. Prawie każdy mianował się twórcą, uważał że to On odkrył, że On jest pomysłodawcą. A on – Biznes? Biznes powszechnie uważano za organizatora i administratora. Administratora zarówno sukcesów jak i oczywiście chętniej porażek. Jak wciąż i od dawna zauważał, każdy sukces szybko znajdował wielu „ojców” i wiele „matek”, a porażka, osierocona bidula, była zawsze z braku zadeklarowanego rodzicielstwa … przypisana właśnie jemu i stawała się jego porażką. Czy zatem popełnił błąd? Tego akurat był pewien. Nie zamienił by własnego losu na żaden inny.

Od jakiegoś już czasu rodziła się w jego głowie nowa strategia. Od samego początku było oczywiste, że będzie wymagała ona znaczącego rozwoju samego Systemu jak i całej organizacji. W tym samym czasie Architekt zaproponował Refaktor. Stanowcze „Bez Refaktoru nie będzie nowych funkcji” miało go ostatecznie przekonać. Zgodził się, ogłaszając wstępną decyzję. Potem już tradycyjnie, jak zawsze, użył Okchama aby jego ostry pragmatyzm zderzony z śmiałymi wizjami Architekta przyniósł mu pewność, że koszty całej operacji pozostaną rozsądne i uzasadnione. Przypomniał sobie także, że łatwość z jaką Okcham i Architekt przy poprzednich zmianach uzgadniali kompromis była niepokojąca. Niby przypadkiem, ale pomny swoich planów, „puścił oko” do Architekta dając mu znak, że tym razem w rywalizacji z panem „brzytwą” daje mu lekkie fory. Czekał na wynik konfrontacji. Zakładał że pierwszy sygnał przyjdzie od osoby która w tej rywalizacji czuje się słabsza. Pierwszy zgłosił się Okham. To dobrze.

Okham był ostry, ale brakowało mu wizji, rozmachu i gotowości do poniesienia choćby odrobiny ryzyka. Architekt skupiał się na własnych ambicjach, zawsze chciał robić mocniej i bardziej, rzadko myślał o kosztach i zwykłych przyziemnych realiach, ryzyko w jego ujęciu praktycznie nie istniało. Nie miał im niczego za złe, miał by raczej za złe sobie, gdyby tego wszystkiego o nich nie wiedział. Okhamowi podziękował za pracę i jego wysiłek, przyjął z uwagą jego sugestie. Przekazał mu także między wierszami klika uszczypliwości w kierunku Architekta, karmiąc delikatnie posępne ego Okhama a zapewniając sobie dobrą perspektywę kolejnych kontaktów, na których, biorąc pod uwagę swoje plany, bardzo mu zależało.

Co zatem miał teraz? Naciągany refaktor, większy niż uzasadniały bieżące potrzeby, opinię Okhama, jasno to wykazującą, oraz przesadnie „nabuzowanego” Architekta. To dobrze.

Co chciał osiągnąć? W krótkim okresie zrealizować bieżący plan i to z większym rozmachem niż dotychczas a w długiej perspektywie – i to go głównie zajmowało – chciał zrealizować swoją nową strategię. Strategia ta była ryzykowna, ale taka być powinna. Była także ambitna a wiedział, że w obecnej sytuacji taka także być musi. Była w końcu inspirowana tym co działo się na zewnątrz Systemu, a to uważał za kluczowe i najważniejsze. Był gotowy podjąć całe ryzyko. Potrzebował wizji Architekta, ostrości Okhama i własnej odwagi. Powoli, na Systemowym horyzoncie rysował się krajobraz naznaczony dokładnie takimi akcentami.

Pogrążony w zadumie, ledwo zauważył, że system właśnie startował i już za chwilę, analogicznie jak on, miał znów być on-line.
c.d.n