Nasza koleżanka Anna Malorny brała udział w zawodach crossfit „Battle of Europe”. Głównym celem potyczek, które odbyły się w miniony weekend (8-9 lipca) na zielonogórskim stadionie żużlowym, była zbiórka funduszy na wyposażenie powstającego w mieście Centrum Zdrowia Matki i Dziecka.
Z tej okazji zadaliśmy Ani kilka pytań:
– Aniu, kibicowaliśmy Ci mocno. Jak Twoje wrażenia z zawodów? Poszło gładko i zgodne z wyobrażeniami?
– Nie było lekko, zawodniczki z którymi konkurowałam to z całą pewnością najwyższa półka (śmiech). W moich pierwszych zawodach crossfitowych wzięłam udział niecały rok temu. Do tej pory nie brałam udziału w tak prestiżowej imprezie i nie konkurowałam z dziewczynami na tak wysokim poziomie zawodniczym. Mimo że nie byłam faworytem, wzięłam w nich udział dla zebrania doświadczenia, zmierzenia się z najlepszymi zawodnikami z Polski i zagranicy. No a przede wszystkim dla zabawy. Była to bardzo wymagająca impreza, dziś boli mnie dosłownie wszystko, ale naprawdę było warto!
– Spodziewałaś się, że to będzie nie małe wyzwanie już przed zawodami? Jak wyglądały kwalifikacje?
– Kwalifikacje polegały na wysłaniu 3 filmów z nagranymi workoutami (workout – zestaw ćwiczeń wykonywanych w zadanej kolejności i w określonym czasie – przyp. red.). Filmy były oceniane przez sędziów, a do finału dostawały się osoby z najlepszymi czasami lub największą ilością powtórzeń. Wiedziałam, że poziom będzie bardzo wysoki, ale chęć sprawdzenia się też była ogromna. Co więcej bardzo zainteresowała mnie sama formuła zawodów. Poza standardowymi kategoriami (Men Open, Men Masters (+35 lat), Men Elite, Women Elite – przyp. red.), organizator — Crossfit8K48 zdecydował się na jeszcze jeden rodzaj konkurencji: Adaptive — dla osób z niepełnosprawnościami. Ćwiczenia były dostosowane w taki sposób, żeby zawodnicy mogli je wykonać, ale generalnie były to te same ćwiczenia, które wykonywali zawodnicy pełnosprawni. Myślę, że to godna wzmianki inicjatywa!
– Zgadzamy się. A powiedz proszę — skąd w ogóle pomysł na crossfit? W powszechnej opinii ten sport jest postrzegany jako niespecjalnie kobiecy…
– Pewnego dnia po prostu dotarłam na zajęcia typu crossfit, które odbywały się w klubie fitnessowym i tak już zostałam (śmiech). Tak na poważnie, to mi także crossfit kojarzył się z trudnymi treningami, rzucaniem ciężarami i absolutnie nie zaliczałam go do „kobiecego” sportu. Dziś lubię w nim przede wszystkim to, że wymaga skupienia, jest różnorodny i niemonotonny. Doceniam także fakt, że każde ćwiczenie można zeskalować. Czyli innymi słowy ułatwić w taki sposób, żeby każdy — obojętnie od stopnia wytrenowania, doświadczenia czy możliwości — mógł je wykonać. Czy jest dla kobiet? Teraz myślę, że jak najbardziej! Jestem osobą, która w miarę szybko się nudzi. Potrzebuję różnorodności i to właśnie w tym treningu dostaję: ciągłe zmienne, nowe wyzwania. W miarę czasu ćwiczenia gimnastyczne stają się trudniejsze, sztangi cięższe, wyzwania bardziej wymagające.
– Co najbardziej podoba Ci się w crossficie?
– Lubię w nim to, że przydaje się w życiu: nie mam zadyszki po bieganiu, problemów z wniesieniem zakupów na 4 piętro, a nawet z przeniesieniem kanapy. To jest właśnie funkcjonalność tego planu treningowego.
– Trzymamy kciuki za dalsze sportowe sukcesy! Dzięki za rozmowę.
– Dziękuję!